czwartek, 3 listopada 2016

Od Donatella Cd. Avatari

- Nie zostawię Cię! Obiecuję... - powiedziałem ze spokojem i ciepłym uśmiechem, patrząc na nią. Klacz tylko odwzajemniła mój uśmiech ze wdzięcznością i powoli ruszyliśmy przed siebie, kierując się odgłosami, które prawdopodobnie wydawało jakieś stado. Mieliśmy oboje nadzieję, że to, to stado, którego tak szukaliśmy... Miałem też nadzieję że zobaczę swoją siostrę! Weszliśmy powoli do gęstego lasu spokojnym krokiem. Avatari szła za razem ze mną z lekka obolała. W razie czego mogłem ją zaasekurować, gdyby poczuła się gorzej.
Gdy tak szliśmy, nagle przed nami stanęły jakieś konie. Byli to zapewne strażnicy, którzy patrolowali tereny stada.
- Stać! - powiedział jeden z nich. A było ich trzech. - Czego tutaj szukacie?  spytał podejrzliwie.
- Szukamy stada, które nazywa się Mysterious Valley...  - odpowiadam ze spokojem.
- A w jakim że to celu? - spytał drugi.
- Chcielibyśmy dołączyć - powiedziała nagle Avatari.
Ogiery przez jakiś czas jeszcze lustrowały nas wzrokiem aż w końcu odezwał się trzeci ogier.
- W takim razie dobrze trafiliście! To właśnie tereny stada Mysterious Valley! Chodźcie! Zaprowadzę was do alfy - powiedział a my posłusznie poszliśmy za nim, przy okazji mijając dwa pozostałe konie, które cały czas nas obserwowały. Avatari lekko się spięła i odruchowo przysunęła się bliżej mnie, a ja natomiast spiorunowałem dwa ogiery wzrokiem typu "Jeśli kłamiecie, to się wami zajmę" Ja również im nie ufałem. Doskonale wiedziałem dlaczego klacz była spięta, bo znałem jej przeszłość i dlatego chciałem ją chronić. Ponadto będąc ranna nawet by nie umiała się obronić, gdyby faktycznie nagle by ktoś nas zaatakował.
Szliśmy wszyscy w milczeniu lecz żadne z nas nie miało zamiaru się odezwać. Oboje z Avatari doskonale wiedzieliśmy, że nie należy zdradzać swoich imion, jeśli nie było do końca wiadomo czy ktoś mówi prawdę, czy też nie... W końcu wyszliśmy na jakąś polanę. Było na niej pełno koni! Nawet się nie spodziewałem, że to stado może być aż tak liczne! Po chwili podeszła do nas jakaś kasztanowata klacz. Rozmowa przebiegła zadziwiająco szybko! Wydać było że alfa stada miała bardzo dużo pracy przy tak dużej liczbie koni! Oboje wybraliśmy swoje stanowiska i pozwolono nam odejść. Dostaliśmy swoje własne jaskinie, w których mieliśmy zamieszkać i co było aż zadziwiające... Moja jaskinia i Avatari były bardzo blisko siebie! Dosłownie każde z nas miało do siebie kilka minut drogi.
Zaczynała się robić powoli noc. Ku mojej wielkiej radości zobaczyłem się z siostrą! Oboje tak się za sobą stęskniliśmy, że aż parę łez poleciało nam z oczu. Oczywiście zaraz je szybko starliśmy, żeby nie wyszło, że jesteśmy słabi emocjonalnie. Przedstawiłem Rizetsu mojej towarzyszce, po czym w końcu się rozstaliśmy i moja siostra poszła w swoją stronę. W końcu poczułem spokój! Moja siostra była bezpieczna i co było najważniejsze, szczęśliwa!
Spojrzałem w niebo po raz kolejny dzisiaj i zrozumiałem, że za jakieś niecałe półtorej godziny, zrobi się ciemno. Spojrzałem na Avatari. Wyglądała na wyczerpaną! Wiedziałem że nie mogę jej zostawić samej z takimi ranami, nawet jeśli byliśmy już w bezpiecznym miejscu. Trzeba było jej zmieniać opatrunki, których ona sama nie mogła nawet dotknąć, gdyż obrażenia były również na jej grzbiecie. Klacz po chwili spojrzała na mnie, więc postanowiłem spytać:
- To co? Wracamy czy nadal chcesz jeszcze pochodzić? To był długi dzień... - mówię spokojnie, uważnie na nią patrząc. Zdążyłem się już nauczyć kiedy kłamie bądź coś ukrywa, a nie chciałem żeby coś się jej stało!

< Avatari? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz