-Chyba jestem Ci to winna...
-Domyślam się po Twoim tonie, że również nie przeżyłaś samych szczęśliwych chwil.- odrzekł współczująco ogier.
-Owszem, ale w zupełnie inny sposób niż Ty.- przyznałam niechętnie, grzebiąc kopytem w ziemi.
-W takim razie może lepiej będzie, jeśli zachowasz ją dla siebie, aby nie cierpieć podczas wspominania.
-Daj spokój, przecież nie mogę jej przed wszystkimi ukrywać.- roześmiałam się niepewnie.
-W sumie racja... A tak może chociaż trochę sobie ulżysz...
-Nawet, jeśli to tylko na parę dni...- odrzekłam smutno.
-To i tak lepiej niż w ogóle.- zawyrokował Akcent.
-Skoro tak twierdzisz, to chyba powinnam zacząć snuć swoją historię.
-Zamieniam się w słuch.- zapewnił mnie.
Nabrałam głęboko w płuca rześkiego powietrza i powiedziałam:
-Moje serce zaczęło bić w wielkiej, austriackiej stadninie znanej na cały świat z doskonałych koni wyścigowych, gdzie spędziłam pierwszy rok życia. Po tym okresie zostałam sprzedana japońskiemu właścicielowi małego ośrodka agroturystycznego, u którego spędziłam w pełnym szczęściu prawie trzy następne lata życia...-Przerwałam na dłuższą chwilę, a w moich oczach pojawiły się łzy, które szybko strzepnęłam, mrugając swoimi długimi rzęsami. Następnie, już drżącym od emocji tonem, ciągnęłam.- Wtedy właśnie zmarł mój partner, którego darzyłam wielką miłością. Jak się zapewne domyślasz, popadłam w otchłań rozpaczy i przestałam wygrywać jakiekolwiek zawody. Z powodu strat, które mój właściciel przez to ponosił, nie zważając na niedawno urodzone przeze mnie dzieci, zdecydował się sprzedać mnie do rzeźni...
-Musiał być bez serca, aby zrobić Wam coś takiego!- oburzył się samiec.
-Niestety masz rację, ale lepiej mi nie przerywaj, bo boję się, ze nie dobrnę do końca.
-Przepraszam, już nie będę.
-Na swoje szczęście byłam już jednak wtedy na tyle słynna, iż zainteresowali się mną ludzie z Fundacji Skrzydlatych Serc, zajmującej się podobnymi przypadkami i wykupili mnie. Po tej transakcji zostałam przewieziona do ich placówki, gdzie spędziłam kolejne pięć lat, powoli zaczynając godzić z obecnym stanem rzeczy. Kiedy wreszcie mi się to udało, wypuszczono mnie wolno, a ja zaczęłam rozglądać się za nowym miejscem do życia. Po pewnym czasie do moich uszu dotarła informacja, ze na terenach tego stada przebywają moje dzieci. Nie zastawiając się długo, ruszyłam na ich poszukiwania i... trafiłam tutaj.
<Akcent? Co Ty na to?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz