Ruszyłam Galopem za nieznajomym. Co mogłam innego zrobić? Hazard miał chyba jakiś pomysł, przynajmniej tak myślałam. Miałam szczęście, że tak dobrze znał bagna, ja jeszcze nie mam takiego przywileju, mieszkam tu od niedawna. Biegnąc po śladach, zwróciłam uwagę na to, że każda istotka chowała się przed nim. Musiał władać magią, która je przestraszyła a to dla nas nie wróżyło nic dobrego. Podsyciło to też moją ciekawość. Wyciągnęłam galop uważając na zakrętach nie chcąc skończyć w bagnie. Przed sobą zamajaczył mi ogon konia znikający za chaszczami. Skupiając się na szybszym biegu i nie wpadnięciem w poślizg o mało nie przegapiłam szeptu
" Uważaj, lewo" byli podenerwowani
Chyba za późno zwróciłam na to uwagę bo choć z całych sił starałam się zmienić stronę na prawo, niebezpiecznie się przy tym ślizgając. To we wskazanym miejscu poczułam naparcie na moją lewą łopatkę po, którym nastąpił ostry ból. Po wyrównaniu biegu zerknęłam na owe miejsce, na którym widniała spora rana szarpana.
- Cholera jasna - przeklęłam
Było by już po mnie gdybym nie zboczyła z trasy. Musiał ustawić jakąś pułapkę, pewnie jak bym przebiegła przez środek to by mnie całą pocięło. Mimo wcześniejszych przeszkód doganiałam nieznajomego. Jego kasztanowa sierść wydawała się kara w półmroku bagien. Uderzył we mnie jego smród, pachniał zakrzepłą krwią i złą magią. Ogarnęło mnie niemiłe uczucie strachu, choć wszystko kazało mi uciekać w drugą stronę, przełożyłam to uczucie na jeszcze szybszy bieg. Moja łopatka przy takim wysiłku zaczęła protestować. Wybiegliśmy z koniem na prostszą i szersza ścieżkę, byłam kilka metrów za nim. W tym momencie przed nieznajomego wyskoczył Hazard zastępując mu drogę. Przez to Oboje musieliśmy ostro hamować, by nie wpaść na siebie nawzajem. Zauważyłam, że obcy zaczął coś szeptać pod nosem. Widać było, że Hazard zbiera się do ataku i nie mógł zauważyć, nikłego ruchu przyjaciela. Nie zwracali na mnie uwagi więc wykorzystałam to na moją korzyść
- ohunko tashunke - powiedziałam w moim rodzimym języku.
Wysłałam Towarzyszy na wrogiego konia, oni nie wahając się pognali w jego stronę, czyniąc na nim lekkie nacięcia i owiewając jego świadomość mgłą. Nie było to potężne zaklęcie i nie mogło mu zaszkodzić na długo. Dało to na szczęście sposobność Hazardowi na przygotowanie się do ataku. Koń ruszył.
<Hazard?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz