Złośliwy uśmiech nie schodził mi z pyska. Ale w głębi ducha byłam zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Nie chodziło nawet o ogiera, choć nie byłam zadowolona jego obecnością. Niepokoiły mnie te urywające się ślady i pobudki owego konia. spójrzmy prawdzie w oczy, ten ktoś dosłownie rozpłynął się w powietrzu, nie był użytkownikiem wiatru, nie wyczułam, żadnych wibracji. Popatrzyłam, na Hazarda. Już z poważną miną.
- Idziesz sprawdzić miejsce ataku? - zapytałam
Ogier twierdzącą pokiwał łbem przypatrując mi się
- Cóż więc muszę iść z tobą - wymamrotałam. Mogłam dowiedzieć się czegoś od duszków jeśli będą przyjaźnie nastawione, na co jednak nie liczyłam. Koń łypnął na mnie wyraźnie zdziwiony.
- Zostawił cię pod moją jaskinią, nie wiemy czy było to zamierzone czy nie. A po za tym sama jestem ciekawa konia rozpływającego się w powietrzu, a nadal nie jesteś w pełni sił, widzę to. Może i bym bardzo chciała ale nie mam zamiaru zostawić cię w takiej sytuacji - wyjaśniłam z ironicznym uśmiechem - po za tym znam pewne sposoby... może uda mi się dowiedzieć kto to był - stwierdziłam już ciszej i mniej pewnie
Nie spuszczał ze mnie wzroku, a jego pysk wyrażał zadumanie. Stałam i również się na niego patrzyłam. Wiadomo przecież mogłam tam pójść później, kiedy on będzie daleko stąd, ale ślady mogły się zamazać, i jak już wspomniałam dalej nie wyglądał dobrze a nie wiemy z kim mamy do czynienia. Nie chce mieć go na sumieniu. Po kilku minutach, milczenia Hazard westchną jak by przed chwilą przegrał walkę z samym sobą.
- Dobra, ale idziesz na własną rękę nie myśl, że będę ci w czymś pomagał i bronił - stwierdził posępnie
Prychnęłam zbulwersowana, zarzuciłam łbem i odwarknęłam
- Nie zapominaj jestem szamanką, nie jesteśmy bezbronni - uśmiechnęłam się kpiąco, trzymając pysk na górze - zobaczymy jeszcze czy to ja przypadkiem nie będę musiała cię ratować - łypnęłam na niego groźnie.
Hazard wydawał się zdegustowany i zezłoszczony, może rzeczywiście posunęłam się ciut za daleko, ale moja duma nie pozwoliła mi na przeprosiny, zawsze się tak kończyło. Ogier gwałtownie odwrócił się do mnie zadem i ruszył kłusem warcząc za mną.
- idziesz czy nie?!
Pobiegłam za nim. Większość drogi przez bagna spędziliśmy w ciszy, w pewnym sensie przez nasza wcześniejsza potyczkę słowną ale też z powodu okropnych warunków bagiennych. "Duchy mi dzisiaj nie sprzyjają. To źle" pomyślałam zdenerwowana zapadając się po łydki nie wiem już, który raz. Z czasem jak zbliżaliśmy się do miejsca napadu, byłam coraz bardziej zaniepokojona, wszystko było szare, nawet psotne Lijanki siedziały cicho poukrywane, udzielało mi się ich złe samopoczucie
- Jest źle - wyszeptałam
<Hazard?? Wybacz, nie wiedziałam co napisać ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz