piątek, 25 listopada 2016

Od Hazarda cd. Noaide

Nie wiedziałem kto to, a jego sierść zmyła się z otaczającą nas ciemną korą drzew. Las jakby automatycznie pociemniał, sprawiając, że jego sylwetka wkrótce była ledwo co zarysowana. Jedyne co mi pomogło to ruch wody. Jego ciężkie kopyta uderzały o namokniętą ziemię. W pewnym momencie spytałem sam siebie czy go znam. Jednak trudno mi było na chwilą obecną to stwierdzić. Jako wypatrujący doskonale wiedziałem jak łapać nieproszonych gości. A ten nie dość, że był intruzem to w dodatku jedynym podejrzanym o napaść na mnie. I nie licząc tego, szpiegował nas.
Czy miałem jakiś plan? Oczywiście. Jak na chwilę czasu, w którym ścigałem ogiera był całkiem rozbudowany. Chciałem sam wyjaśnić sobie sprawę z tym typem. Nie zwracając uwagi na konieczność informowania o obecności obcego innych. Tylko co z Noaide?
W pewnym momencie stanąłem twardo na ziemi, zagradzając kasztanowi drogę. Jego długa, gęsta grzywa zasłoniła oczy. Tuż za nim stanęła Noaide. Z samego początku chciałem się odezwać, lecz poznając spojrzenie, które samo mówiło za siebie, że jakiekolwiek rozmowy pokojowe nie będą przyjęte ani nawet rozpatrzone.
Usłyszałem tylko głos Noaide, która wypowiada niezrozumiałe słowa i ciche przekleństwo dobywające się z pyska ogiera. Nie spodziewałem się tak szybkiego ataku z jego strony, aczkolwiek widocznie to co zrobiła klacz pomogło mi nie tylko się obronić, ale i zadać cios. Na moje szczęście teren był idealny aby użyć swoich umiejętności magicznych, których i tak nie używałem. Ostatnio przestałem ćwiczyć, dlatego mój kontratak nie był na tyle silny aby powalić wroga na ziemię, który pomimo spowolnienia był silniejszy, a przynajmniej jego moce. Refleks uratował mnie przed jego natarciem, które było silniejsze od poprzedniego. Cokolwiek zrobiła Noaide, niech lepiej zrobi jeszcze raz.
-Odlicz do trzech, powoli!- krzyknąłem do klaczy i zbliżyłem się do przeciwnika.
Miałem ogromny dylemat aby użyć swoich mocy, które wyciągają ze mnie tyle energii. Chciałem zaatakować w tradycjonalny sposób, lecz ogier nie pozwalał na podejście do siebie w odległości nie większej niż trzy konie.
Moją strategią było spychanie konia coraz bardziej do wody, bowiem tam będę miał największe szanse.
~Dwa...~ słyszałem cichy szept Noaide, która tylko czekała aż upłynie wyznaczony przeze mnie czas.
Po jakimś czasie koń całkiem przypadkiem wpadł do sporego bagna. To był mój moment.
-Zaklęcie trwałości! Już!- zwróciłem się do klaczy i sam sprawiłem, że woda zmieniła swój stan skupienia. Miałem tylko nadzieję, że ona sprawi aby lód nie zniknął wraz z przerwaniem mojej mocy. To była jedyna szansa aby go utrzymać w tej samej pozycji i nie pozwolić na ucieczkę.

Noaide?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz