Spodobała mi się "definicja" mojego imienia według Rous. Uśmiechnąłem się. Wszystko się zgadzało, no, może prawie wszystko. Nie poslugiwalem się za bardzo magią. Brzydziłem się swoim żywiołem, za bardzo kojarzył mi się z ojcem.
- Trafiłaś, z wyjątkiem jednego. - odpowiedziałem jej w końcu.
- Którego? - spytała z zaciekawieniem.
- Magii. Nienawidzę jej. Chciałbym nie posiadać żywiołu. - dodałem z niechęcią w głosie.
Fakt, że ja odziedziczyłem żywioł po tamtym potworze mnie dobijał. Za wszelką cenę nie chcę stać się taki jak on.
- Dlaczego? Jaki to żywioł? - dopytywała się dalej. Nie przeszkadzała mi jej ciekawość. Wręcz przeciwnie imponowała mi. Ja nigdy nie potrafiłem być ciekawy innych, choć mam w sobie pokłady empatii. To znaczy, chodzi o to, że nie potrafiłem zadawać pytań, wtrącać się.
- Odziedziczyłem go po ojcu, ogień. - odpowiedziałem.
W jej oczach znowu pokazały się łzy. Byłem zaskoczony. Czemu zareagowała tak na wzmiankę o ogniu? Trąciłem ją pyskiem, na znak by wyjaśniła o co jej chodzi.
Rous?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz