Milczałem prze krótką chwilę, rozmyślając nad jej słowami, po czym stwierdziłem:
-Ty też nie jesteś stąd, prawda?
-Po czym udało Ci się to wywnioskować?- spytała wyraźnie zdziwiona.
-Melodia i sama wymowa Twego imienia wskazuje raczej na jakieś północne tereny.- wyjaśniłem.
-Masz słuszność, urodziłam się bowiem w Norwegii, a moja godność oznacza w dosłownym tłumaczeniu Tę, która wie.
-Zapewne jesteś, więc szamanką, zgadłem?
-Owszem i to po raz drugi.- odparła wyraźnie nie mogąc ukryć podziwu.
-Teraz chyba ja powinienem wyjaśnić Ci znaczenie mojego.- oświadczyłem.- Kita Homasz to w języku Komanczów Dwa Pióra.
-Czyli byłeś indiańskim wierzchowcem...
-Zgadza się.- potwierdziłem i dorzuciłem z dumą.- I to samego syna wodza.
-Musiałeś, więc być szanowany. Co, więc Cię tu sprowadziło?
-Śmierć mego pana.
-A czy czasem po tym wydarzeniu nie powinieneś zostać u boku jego plemienia?
-Pewnie by tak było, ale nim wyzionął ducha zdołał jeszcze zwrócić mi wolność.
-Czyli ogólnie rzecz biorąc tylko przypadek sprawił, że teraz jesteś tutaj...- podsumowała.
-I dużo szczęścia w nieszczęściu.
-Co masz na myśli?
-To, że, gdybym został wśród Czerwonoskórych pewnie teraz nie słyszałbym duchów wszystkich napotkanych istot...-odparłem tajemniczo.
-Z pewnością nie jest aż tak źle. W końcu nie może się to tyczyć także dusz żyjących zwierząt, ludzi i roślin...
-Kiedy tak jest! To właśnie moja zapłata za zmartwychwstanie w ciele uzdolnionego magicznie ogiera...
-W takim razie masz jeszcze gorzej od mnie. Do mnie przychodzą tylko czasami zmarli.
-Od nich można się z czasem uwolnić, jeśli tylko dasz im wystarczająco dużo razy do zrozumienia, iż nie jesteś przepustką do tego świata. Zdecydowanie gorzej ta kwestia przedstawia się z tymi wciąż pełnymi energii.
<Noaide?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz