Jedyne co mogłem wywnioskować z tej niezwykle ciekawej rozmowy między nami to to, że jest szamanką. No tak... kolejna szamanka w kręgach. Z tego co pamiętam poprzednia, nie miała równie cudnego charakteru. Jednak jakąś kulturę trzeba zachować.
-Hazard- wręcz szepnąłem od niechcenia. Dawno nie przedstawiałem się komukolwiek. Albo po prostu nie widziałem potrzeby robienia tego. Mało co kogo to obchodzi.
Jednak to nie zwróciło ogólnego zainteresowania klaczy prócz próba zdiagnozowania co jest przyczyną bólu. Jakby było to nieoczywiste.
Po jakiejś chwili dowiedziałem się imienia właścicielki jaskini, a nawet dostałem specjalny napar na ból głowy. Z zniesmaczoną miną zwróciłem powoli wzrok na klacz. Do moich nozdrzy dotarł drażniący zapach olejków i innych pierdół, które mają mi rzekomo pomóc.
-No co? Pij zanim wystygnie. Zimne nic nie da- odpowiedziała twardym głosem, czekając aż wleje w siebie ten ohydnie pachnący napar.
Z miną zmuszonego dziecka do zjedzenia obiadu wypiłem lek. Nie był wcale lepszy niż ten ból.
-A co myślałeś? Że ambrozję i nektar ci podam?- zobaczyłem ukradkiem jej rozśmieszoną minę, lecz klacz natychmiastowo wtedy się odwróciła.
-Chociażby ostrzec, że będzie nie dobre- odwróciłem się, podpierając o zimną ścianę jaskini- Mogłem się nie godzić- mruknąłem.
-Słyszałam- posłała mi piorunujące spojrzenie- Wiesz co. Łaski bez. Nie musiałam ci wcale pomagać. Nawet słowa "dziękuję" nie usłyszałam- zniknęła w ciemności, pewnie w jakiejś wnęce groty.
Nastała cisza. Kusiło mnie żebym wyszedł bez słowa i po prostu zapomniał. I przy okazji wrócił w miejsce wypadku i rozejrzał się po jakichkolwiek śladach napastnika. Niestety wewnątrz czułem, że nie mogę tak po prostu odejść. Nawet jeśli zrobię wielką łaskę.
-Dziękuję- pierwsze kroki w jej stronę były chwiejne, niczym nowonarodzone źrebię, lecz z każdym kolejnym coraz lepiej utrzymywałem się samodzielnie prosto. Powiedziałem to nie obojętnie. Nie byłem zmuszony do powiedzenia tego. To dziękuję było uprzejme i skierowane w podzięce. I choć zostało na sam początek odebrane z lodowatym, rozdrażnionym spojrzeniem to złość powoli mijała aż w końcu zniknęła i pozostało niezdecydowanie. Co zrobić...
Tylko to mogłem wyczytać z jej pyska. Ukłoniłem głowę delikatnie.
-W takim razie pójdę już. Jeszcze raz dziękuję za nie otrucie mnie.
-Z tego co wiem, ślady znikały w pobliżu strumienia- krzyknęła za mną.
Momentalnie moje kopyta wbiły się w ziemię. Odwróciłem głowę w jej stronę, czując już się lepiej.
-Chciałam sprawdzić czyje są, ale w pewnym momencie się urywały- pokręciła głową, wynurzając się z cienia i podchodząc bliżej mnie.
-Nie było żadnych znaków, zapachu... cokolwiek?- zapytałem, marszcząc czoło.
Pokręciła głową.
-Tylko ty leżący- uśmiechnęła się złośliwie.
-Nie wypominaj- spojrzałem przed siebie.
Noaide?
Pewnie, że pamiętam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz