Szłam wraz z Donatello chciałam dorównać mu kroku,jednak cóż ból nie
odpuszczał. Zagryzłam zęby nie ja też nie odpuszczę. Po głowie chodziły
mi słowa brata które zawsze będą gościły w moim sercu.
"Jesteś słaba ! nie jesteś częścią tej rodziny" "Przynosić hańbę
rodzinie myślisz,ze wezmą Cię na ładne oczy" "Za kogo się masz jesteś do
niczego"
" Zginiesz marnie ktoś taki jak ty nie zasługuje na życie" "Jesteś hańbą dla naszej rasy"
Zmagałam się z zimnem i mocnym wiatrem to była moja walka ze swoją
słabością. Chciałabym kiedyś udowodnić bratu,ze się mylił. Że jego słowa
to kłamstwo ale im dłużnej szłam tym bardziej odczuwałam,ze miał rację.
Nagle nogi pode mną się ugięły i upadłam z hukiem. Ogier obejrzał się a ja już chciałam wstać.
- Wszytko w porządku? Może chcesz odpocząć?
Jego troskliwy głos nieco ponownie mnie zaskoczył,nie szybko
przyzwyczaję się do takich reakcji. Z jednej strony chciałam iść a z
drugiej za chwilę znowu upadnę i będzie gorzej.
-Odpocznijmy bo i jeszcze bardziej nas spowolnię jak zemdleje
Don pomógł mi wstać i przejść około kilometra do bezpiecznego
schronienia. Weszliśmy do jaskini i zaraz lunął deszcz i zaczęło grzmieć
i błyskać. Moje oczy mówiły same za siebie "Boję się" .
Ogier popatrzył na mnie po czym nic nie mówiąc rozpalił ognisko.
-Przepraszam za utrudnienia pewnie już dawno chciałbyś dojść do celu a jestem tylko kłopotem
-Daj spokój miło podróżować z kimś a nie samemu.
Kiedy kolejne błyskawice i grzmoty szalały zamknęłam mocno oczy.
-Nie bój się jestem tutaj i nie pozwolę aby ktoś Cię skrzywdził nawet burza-powiedział z uśmiechem.
Skinęłam głową i oparłam ją o głaz nie wiem ale szybko zasnęłam.
Obudziłam się w środku nocy. Ogier spał obserwowałam go przez chwilę.
Ten uniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco.
-Czemu tak się przyglądasz ?
-Śpij .. spokojnie ja nieco odzyskałam siłę mogę popilnować nas
-Nie przemęczaj się jutro z rana ruszamy jeśli pogoda pozwoli ..
Rankiem wstaliśmy oboje i ruszyliśmy zrobiliśmy sobie w połowie drogi
przerwę na popas a potem dalej. Nagle Donatello zatrzymał się gwałtownie
-Słyszysz ?
-Nie co mam słyszeć .. ?
-Ci-szepnął
Tak to był tupot kopyt czyżbyśmy byli coraz bliżej. A może to już był nasz cel.
Zaczęłam mieć inne obawy,ze jak już dotrzemy na miejsce to nasze drogi się rozejdą.
-Co taka strapiona ?
-Nic
-Widzę ..
-Gdy już dotrzemy nie zostawisz mnie .. boję się,że się nie odnajdę w nowym stadzie i zostanę sama na boku.
<Donatello>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz