O tak. Zapach bagien, do których byłem od dzieciństwa przyzwyczajony wpadł do moich chrap. Grunt pod naszymi kopytami zaczął być coraz mniej stabilny. Las zagęścił się i pomimo czasu opadania liści, rzucał cień na podnóże, nie pozwalając promieniom słonecznym przejść jakby przez ciemną, gęstą chmurę gałęzi.
Kątem oka widziałem jak klacz z irytacją patrzy na błoto oblepiające jej nogi. Pomimo trudności dorównywała mi tempa. Uśmiechnąłem się pod nosem złośliwie. Specjalnie wybrałem tą drogę. Nie po to by jej zrobić na złość. To tak jakby... odpłata za uprzednią kłótnię. Oczywiście ona tego nie wie i się nie dowie.
-Cholera- usłyszałem za sobą. Odwróciłem głowę i zobaczyłem jak wkurzona Noaide próbuje wyjść z błota- Lepszej drogi nie było.
Co mi w ogóle przyszło do głowy zgodzić się na zabranie ją ze sobą. Trzeba było twardo postawić na swoim tak jak zawsze.
-Sama się zgłosiłaś jako towarzystwo- uniosłem dumnie głowę i oberwałem piorunującym spojrzeniem- Dobra, pomogę ci- westchnąłem i pomogłem jej wyjść.
-Dzięki- fuknęła jakby z łaski, patrząc na spływającą ziemię z kopyt.
-Idź za mną to nie wpadniesz nigdzie. Bagna bywają zdradliwe- odwróciłem się i ruszyłem dalej.
-Dziękuję za radę- odparła sarkastycznie.
Dalsza droga minęła w ciszy. Żadne z nas do siebie się nie odezwało, z drugiej strony mi to nie przeszkadzało. I chociaż były tematy do omówienia bądź normalnej rozmowy to jakoś nikt z dwójki osób nie odważył się zacząć. Padały tylko przypadkowe pytania i krótkie odpowiedzi.
W końcu znaleźliśmy się na miejscu. Kojarzyłem je i przypomniałem ostatnią rzecz, którą zdążyłem zakodować w mózgu.
-Jest źle- wyszeptała pod nosem Noaide.
Posłałem jej szybkie spojrzenie i zrobiłem kilka kroków w przód. Żadnego uczucia obecności. Nic. Tylko wspomnienie upadku na mokry mech i wystające korzenie drzew.
-Idę wgłąb- odparłem, marszcząc czoło.
Byłem zły sam na siebie. Doskonale wiem, że osoba, która mnie zaatakowała nie mogła być daleko. Po prostu zwykłe przeczucie, ot tak. W tym samym momencie usłyszałem swoje imię, wypowiadane przez szamankę. Zawróciłem i podszedłem do niej.
-Wiedziałem, że musi być tu jakiś znak, poszlaka- przyjrzałem się kępce włosów z grzywy i rozejrzałem dookoła. Na wodzie pojawiły się pierścienie, a to oznaczało, że ktoś prócz nas tu był. Tym razem nie pozwolę się śledzić.
-Galop w drugą stronę- rozkazałem.
-Przecież mogło to być tylko zwierzę- oburzyła się klacz.
-Ale ty też chcesz wiedzieć kto to, więc biegnij- była to mało delikatna prośba, ale zawsze prośba.Chociaż w tym się rozumieliśmy- Biegnij po wydeptanych ścieżkach. Nie chcę mieć na głowie szukania ciebie martwej w bagnie.
-Nie martw się. Potrafię sobie poradzić- odwróciła się z dumnym spojrzeniem i pobiegła w drugą stronę za kimś lub czymś, cokolwiek to było.
Noaide?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz