sobota, 19 listopada 2016

Od Kazury - Do Soleado

Obudził mnie deszcz, rytmicznie uderzający o ścianę i uczucie zimna, wilgoci. Wstałam prędko na nogi wystraszona hałasem. Wtedy dopiero zauważyłam, że u góry mojej jaskini jest dziura. Z tego powodu część podłogi oraz mój prawy bok były mokre. Zaczęłam się trząść z zimna. Wiedziałam, że muszę jakoś temu zaradzić. Postanowiłam wyjść w tą paskudną pogodę i poszukać komuś kto mógłby mi pomóc. Miałam nadzieję, że ktoś takowy się znajdzie. 
------
Przyznam, dość długo szukałam. Zdążyłam już stracić nadzieję, że kogoś tu znajdę. Wyglądało na to, że wszyscy zaszyli się w swoich jaskiniach. Ach, też bym tak chciała zrobić...
Byłam zmęczona. Ostatniej nocy niewiele spałam. Śnił mi się mój ojciec, śniło mi się to wszystko. Jak zwykle obudziłam się przerażona. Gdy następnym razem zasnelam było już rano.
Przymknęłam oczy. Znam dobrze te tereny, mogę sobie na to pozwolić. 
W końcu walnęłam chyba w drzewo. Otwieram oczy. Nie, to jakiś koń. Zarumieniłam się. Zawsze tak robię, gdy na kogoś wpadnę. Przyjrzałam się ogierowi. Miał maść kasztanowatą, na pysku dostrzegłam białą strzałkę. Wyglądał na silnego. Dlatego właśnie jego postanowiłam poprosić o pomoc.
- Przepraszam. - odezwalam się, bo w końcu na niego wpadłam  - Jestem Kazura. - przedstawiłam się jeszcze. 
- Soleado. - odparł na to. Ładne, melodyjne imię. Łatwe do zapamiętania. 
- Soleado, mógłbyś mi jakoś pomóc? W mojej jaskini zrobiła się mała powódź, przez dziurę. Sama nie dam rady tego ogarnąć. - opowiedziałam ze smutkiem w głosie. 

Soleado, dokończysz?
(Nareszcie wracam!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz