Wizyta klaczy przyniosła wiele bólu ze sobą oraz wspomnień. Nie
wiedziałam co mnie bardziej bolało śmierć brata czy może jego ostatnie
słowa.
Tak łatwo można mnie zranić,tak łatwo doprowadzić do łez.
Dobrze,ze Donatello był przy mnie wygonił Sakurę i usiłował podnieść
mnie na duchu. Moja niska samoocena,brak wiary siebie i to ze byłam
psychicznie wykończona to była bariera,przeszkoda coś czego ani nie
przeskoczę ani nie ominę ale tez jak na razie nie pokonam. Ogier jednak
nie zamierzał tego tak zostawiać. Był dla mnie największym wsparciem,był
moim przyjaciele, był aniołem stróżem.
-- Avatari… Jak wyzdrowiejesz, zacznę Cię szkolić na wojowniczkę ninja,
tak jak mnie wyszkolono...W razie czego, gdyby nie było mnie w pobliżu
Ciebie, a Tobie by groziło jakieś niebezpieczeństwo, to będziesz umiała
się obronić… Nauczę Cię wszystkiego czego sam nauczyłem się przez lata!
Uniosłam głowę patrząc na niego,dlaczego on tak się poświecą dla mnie. Swój wolny czas chce ,marnować na kogoś takiego jak ja.
-Dziękuje Ci .. ale
-Nie nie jest to kłopot-Ogier uprzedził mnie zanim zdążyłam to powiedzieć
-Proszę już nie płacz nie lubię oglądać Cię w takim stanie.
Skinęłam głowa po czym zahamowałam łzy aby dojść do siebie.
Resta mojego dnia polegała na skubaniu trawy spacerku, i pójściu spać.
Kolejnego dnia miksturki a potem znowu skubanie trawy. Usłyszałam tupot kopyt podniosłam głowę
-Jak się czujesz ?
-Znacznie lepiej
<Donatello,brak weny totalny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz