Poszliśmy w stronę Wodopoju Lorangi. To miejsce najbardziej do mnie przemawiało, było tam tak spokojnie i cicho - ani żywej duszy. Spojrzałem na Chryse, która uśmiechnęła się do mnie promiennie. Ja jednak trochę chwilowo zasępiłem się. Przypomniało mi się Jej opowieść o Black Angel'u. Jak każdy normalny koń, bałem się morderców, typu 'samotników' - mściwych i zabijający tylko dla poczucia zapachu świeżej krwi. Jednak nie przeszkadzało mi to kompletnie, że zadaję się z matką tego ogiera. Cieszyłem się wręcz, że mogłem Jej towarzyszyć. Jak widać, nie jest szanowana przez członków naszego stada... Westchnąłem cicho i zwróciłem się do klaczy:
- Wiesz, Chryse. Ja zza młoda byłem jak Twój syn. Dopiero niedawno postanowiłem wydorośleć...
Zamyśliłem się, ale nie na długo, bo ku mojemu zdziwieniu, Chryse zaśmiała się i rzekła:
- Zza młodu? - w tym momencie dotarliśmy do Wodopoju - Nie wyglądasz na starego.
Zdumiałem, kiedy klacz tak sprytnie i łatwo zmieniła ponury temat, na całkiem inny.
- Znaczy...jako dziesięciolatek, nieco odstaję wiekiem od reszty stada. Tu członkowie mają zazwyczaj 3 - 6 lat, później już zaczynają być inaczej traktowane przez młode konie.
Zaśmiałem się krótko i przez chwile wlepiłem wzrok w piękną, białą klacz. Cieszył mnie sam Jej widok, co dopiero zaskoczył charakter. Chciałbym Ją lepiej poznać... Po chwili usłyszałem, że klacz coś mówiła. Uśmiechnąłem się i wydałem z siebie tylko 'emmm...', więc zachichotała tylko i powtórzyła:
- W takim razie, jako dziesięciolatek niewiele jesteś ode mnie młodszy. - po czym dodała - Opowiesz mi może coś o swojej przeszłości?
Bez namysłu zgodziłem się. Układałem to wszystko sobie w głowie, po czym zacząłem.
- Urodziłem się w tym stadzie. Szybko dorosłem, miałem pomoc matki, ojca, siostry...moją matką była Lavora, która już bardzo dawno temu umarła. Ojciec mój był zwykłym tchórzem i uwodzicielem, Hermoso De Ereno uciekł ze stada, kiedy dowiedział się o śmierci matki. Została mi siostra, z którą byłem bardzo zżyty - Perła. Niestety, ona jak i jej córka zostały zamordowane kilka lat temu. Partner Perły musiał odejść ze stada, o ile pamięć mnie nie myli, był to Figaro. W międzyczasie i ja znalazłem swoją miłość. Roxette. Byłem z nią może rok, ale potem okazało się, że to źrebięca miłość i...odeszła bez słowa. Tak jak i ja. Po wielu, wielu latach powróciłem tu. Ostatnie co pamiętam, to fakt, że zapadłem w śpiączkę. Obudziłem się całkiem nie pamiętając, gdzie mieszkałem i co się stało, ale drogę do stada pamiętałem doskonale. Wnuki Perły również tu dołączyły. I w sumie gdyby nie Luna i Carnival, czułbym się na świecie zbyt samotny, by móc żyć.
Skończyłem tą opowieść, a z mojego oka poleciała łza. Poczułem się samotny. Tak na prawdę nie miałem nikogo bliskiego, wnuki mojej siostry traktowały mnie jak powietrze. Klacz podeszła i ze zmartwieniem popatrzyła na mnie.
- To nic... - otarłem łzę - Opowiesz coś o sobie? Muszę zapomnieć o mojej przeszłości...
<Chyse? Przez moment chwilowo chciałam napisać Roxette XDDD, przyzwyczajenie...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz