Ruszyłam kłusem wyciągniętym, planując, że tempo przyspieszę dopiero jak ludzie będą bliżej. Na chwilę się zatrzymałam. Odwrócilam się do kierunku z którego dobiegały me ucho stlumione ludzkie głosy. Powoli zaczęłam ich dostrzegać.
- Tu są te konie! - wrzasnął któryś z mężczyzn
Dałam znak Arotowi, że może ruszać. Sama szybko przeszłam w kłus, a później w wolny galop. Kierowaliśmy ludzi jak mogliśmy w zakątki lasu Peeves.
Niczego nieświadomi ludzie byli prawie za nami.
Nagle się zatrzymałam. Zgodnie z moim planem czekałam aż mnie dorwą.
- Patrz! Klacz się zatrzymala. - słyszę.
Z wyczuwalną pewnością siebie podbiegli do mnie. Pozwoliłam założyć im na szyję kantar a potem linę.
Arot stał parę metrów dalej, wyraźnie zaskoczony.
Po chwili moje oczy błysnęły złowrogo a powietrze przeciął śmiech jednego z duchów. Ludzie błyskawicznie odskoczyli ode mnie, ale udało mi się jednego kopnąć w pewne wrażliwe miejsce. Drugi pozostawał jednak nieugięty.
Szczęście to specyficzny żywioł. Jest w nim zawarte wszystko co, daje nam szczęście. Jednak najgorszą mocą jest odbieranie szczęścia.
Postanowiłam zabrać temu drugiemu to co nazywał szczęściem, jedynym w swoim samotnym życiu.
Szybko rozpoznałam, że jest to złotej maści klacz arabska, która znaczyła dla niego najwięcej w życiu. To aż dziwne, tak, przyznam, że mnie to zdziwiło. Przywołalam tutaj tą klacz.
Stanęła obok mnie, niepewnie się rozglądając.
- Kim jesteś? - spytała
- Twój człowiek chciał nas porwać. Zabrać nam nasze szczęście. Wolność - tłumaczę - Jako, że Ty jesteś jego szczęściem proszę Cię o opuszczenie jego. Uciekaj.
Patrzyła na mnie ze zdziwieniem po czym ruszyła kłusem. Ten drugi człowiek zaczął za nią krzyczeć.
- Sada, Saada! Nie odchodz... - po czym uklęknął na ziemi i zaczął płakać.
Odwrocilam się do Arota i szepnęłam:
- Aż dziwne. Dla niego szczęściem była ta klacz. Czasem wystarczy odebrać szczęście, by pozbyć się pewnego siebie człowieka.
Arot?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz