Kiedy otworzyłam oczy, po deszczu nie było już śladu.
Rozłożyste gałęzie limby dawały przyjemny cień, z którego nie chciało się wychodzić.
Właściwie...po co wychodzić? Dokąd mam iść? Przez ostatnie tygodnie
szłam przed siebie w nadziei, że znajdę cel podróży. Później miałam
nadzieje na coś innego - na znalezienie schronienia i choć odrobiny
wody.
Dni były ciężkie ze względu na trudy drogi, ale to dało się wytrzymać. Gorzej było w nocy.
Potworne sny nie dawały mi spać, lecz kiedy starałam się unikać snu nie mogłam normalnie funkcjonować.
Szamanka z mojego stada często mawiała, że to, co dzieje się w naszym
umyśle kiedy śpimy nie jest bez znaczenia, bo wszystko, co wtedy widzimy
pojawia się z jakiegoś konkretnego powodu.
Po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz. Kontra...Kontra miała
podobne sny przed powrotem Vesso. Jednak to, co śni się mnie jest
znacznie gorsze. Wróży coś gorszego niż śmierć...
Niechętnie wstałam i powlokłam się przed siebie. Może tym razem...?
*****
Iluzja to bardzo przydatny żywioł, szczególnie gdy się go wyćwiczy.
Kiedy wkroczyłam do ciemnego lasu pełnego wysokich, dziwnych drzew od razu wyczułam, że coś jet tu nie tak. To miejsce było pełne...sama nie wiem...magii?
Gdzieś w głębi lasu rozległ się ostry krzyk, a zaraz po nim głośny chichot.
A więc to nie magia, ani iluzja. To, co zamieszkuje ten las jest jak najbardziej prawdziwe, lecz pozbawione magii.
Poltergeisty.
Nie raz zdarzyło mi się spotkać te dziwne stworzenia i wiedziałam, czego można się po nich spodziewać.
Tym razem nie miałam zamiaru nawet nawiązywać z nimi kontaktu. W lasach, w których żyją poltergeisty łatwo stracić poczucie czasu,jeśli tylko chcą tego gospodarze, a ja nie mogłam sobie na to pozwolić, dlatego zadbałam o to, aby otaczająca mnie iluzja zmyliła nie tylko duchy, ale też potencjalnych wędrowców, których ściągnęło to miejsce.
****
Znalezienie tego miejsca było dla mnie jak wybawienie. Ciepły piasek, zimny wiatr i chłodna, morska woda przyniosły wielką ulgę w długiej wędrówce pełnej słońca.
Otrzepałam się i zamierzałam kontynuować podróż, kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność.
Tuż za mną stałą bułana klacz i łagodnie się uśmiechała.
- Nazywam się Havana. Znajdujesz się na terenach stada Misterious Valley.
Kiedy to mówiła, przybrała taki ton, jakby dyktowała mi definicje. W przeszłości sama często mówiłam w taki sposób. A więc mam do czynienia z alfą stada...
Westchnęłam, wbiłam wzrok w ziemię, a kiedy go uniosłam, wyraz mojej twarzy zupełnie się zmienił.
- Nazywam się Falka...
****
Wracałam właśnie do swojej jaskini po długim, ciężkim dniu.
Panująca przez ostatnie dni susza - ku mojemu zdziwieniu - zupełnie nie wpływała na życie tego stada. Ja jednak miałam już zdecydowanie dość słońca i jedyne o czym marzyłam to jak najszybsze znalezienie się w chłodnej jaskini.
Tuż przed moim nowym domem kręcił się koń, który nerwowo rozglądał się po okolicy.
- Może mogę w czymś pomóc? - zawołałam.
< Chce ktoś dokończyć? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz