piątek, 20 maja 2016

Od Kaskady

Długo wędrowałam po rozmaitych dzikich terenach. Mijałam wiele stad ale żadne mi nie odpowiadało, bo miało jakieś dziwne zasady bądź dziwne zwyczaje. A ja chciałam tylko żyć w spokoju… Po raz pierwszy w życiu, chciałam zaznać czegoś więcej, niż tylko zasad i okrutnej selekcji, kto jest lepszy a kto gorszy… Długo mi zajęło pogodzenie się ze śmiercią mego kochanego brata. Każdy dzień przynosił ból, lecz starałam się o tym nie myśleć. Niedawno usłyszałam o stadzie koni, które jest niemal najpotężniejsze ze wszystkich znanych stad koni. A przynajmniej inni tak mówili… Podobno był tam dostatek i każdy mógł się do nich przyłączyć. To mnie zmotywowało! Wiedziałam że muszę odnaleźć to stado! I tak oto moja wędrówka, była kontynuowana chęciom życia w „normalności”. Jednak zabójcy z mojego poprzedniego stada nadal mnie szukali. Nieustannie próbowali mnie schwytać i zabić na rozkaz moich rodziców, którzy nie przejmowali się że wydają wyrok śmierci na jedną ze swoich córek. Dla nich byłam nikim lecz za nieposłuszeństwo i za rzekomą „zdradę” rodzinnego stada, postanowili mnie usunąć ze świata żywych... Jednak jeden raz miałam wyjątkowe szczęście albo objawienie łaski przez jednego z morderców, który mnie odnalazł...
***
Tamtego pięknego dnia szłam spokojnie po lesie Tandża-chat. Był to las bardzo gęstej roślinności i łatwo było się w nim zgubić. Łatwo było zboczyć z właściwej ścieżki i ja niestety z niej wtedy zboczyłam... Błąkałam się po lesie i rozpaczliwie szukałam drogi, lecz w panice straciłam orientacje. Stanęłam, schyliłam głowę ku ziemi i próbowałam się uspokoić...
„Spokojnie Kas... Jakoś stąd wyjdziesz! Uspokój się!” - powtarzałam sobie w myślach. I wtedy, dosłownie jak w jakiś filmach, zza krzaków wyszedł jeden z moich „egzekutorów”. Nie spodziewał się mnie, bo przez chwilę stanął jak wryty i oboje przez krótki czas się na siebie patrzyliśmy z niedowierzaniem! Znałam tego mordercę i wojownika zarazem... Był to wysoki ogier, maści karej o imieniu: Talon. Był najsilniejszy z całego korpusu morderców, jakich mieliśmy w stadzie. Wiedziałam wtedy, że jeśli tak dalej będę stała, to z pewnością szybko zniknę z tego świata!
Nagle się zerwałam do ucieczki! Biegłam ile sił, robiąc uniki, nagłe zwroty czy skoki. Gęsta i bujna zielona roślinność nie ułatwiała mi zadania, tak samo, jak żywioły Talona! Miał żywioły: psychiki i ziemi, więc łatwo mi wyczarowywał pnącza pod nogami, o które się potykałam bądź o mało nie wywracałam. Mimo, że ja również używałam mocy przeciwko niemu, to niestety on był silniejszy... Nigdy nie trenowałam tak intensywnie swoich umiejętności, co inni... I to był mój poważny błąd.
Nagle z ziemi wystrzeliły większe pnącza i oplotły mi nogi w biegu, co spowodowało, że się boleśnie wywróciłam i pokaleczyłam. Próbowałam wstać lecz to było na nic... Nie miałam już sił na walkę. Nie miałam energii, po morderczym biegu, który wyczerpał moje „rezerwy”. Poza tym! Pnącza na nogach i tak by uniemożliwiły ucieczkę. I nie! Nie mogłam użyć swojej mocy, bo byłam zbyt wyczerpana.
Leżałam bez sił na ziemi ciężko dysząc i wtedy stanął nade mną mój egzekutor. Poddałam się. Spuściłam wzrok i czekałam na śmiertelny cios. I nagle stało się coś, co nie powinno się było zdarzyć! Po chwili, pościł mnie wolno, darując mi życie! Nic nie powiedział. Po prostu się nagle odwrócił, odwołam swój żywioł i odszedł. Nie wiedziałam co wtedy o tym myśleć... Cieszyłam się i jednocześnie szok sprawił się myślałam że śnię! Jednak to była rzeczywistość.
***
Szłam właśnie z alfą do mojej nowej jaskini, która mi się najbardziej spodobała. Przy okazji Havana mówiłam mi jakie są jeszcze stanowiska w stadzie. Byłam pod wrażeniem że wszyscy a raczej większość koni, żyje ze sobą w zgodzie, nie to co w moim byłym stadzie… Tu wszystko tętniło życiem i było radośnie. Nikt nie zwracał uwagi na wygląd, jak w moim przeklętym stadzie, jak i nie zwracano uwagi na przeszłość konia. Po drodze ustaliłyśmy, że chcę być zielarką. A gdy dotarłyśmy na miejsce mojego nowego lokum, podziękowałam za wszystko alfie i weszłam do środka mojego nowego”domu”. Od razu zabrałam się za zbieranie ziół i ustrajaniem swojego kąta. Po paru godzinach ciężkiej pracy, moje dzieło było ukończone! Byłam z siebie zadowolona. Wszędzie były kwiaty i rożne zioła. Jedzenie i wodę umieściłam w innej części jaskini, robiąc sobie małe zapasy. W końcu nastała noc. A ja położyłam się z zadowoleniem na moim legowisku i po chwili już spałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz