Długo wędrowałam po rozmaitych
dzikich terenach. Mijałam wiele stad ale żadne mi nie odpowiadało,
bo miało jakieś dziwne zasady bądź dziwne zwyczaje. A ja chciałam
tylko żyć w spokoju… Po raz pierwszy w życiu, chciałam zaznać
czegoś więcej, niż tylko zasad i okrutnej selekcji, kto jest
lepszy a kto gorszy… Długo mi zajęło pogodzenie się ze śmiercią
mego kochanego brata. Każdy dzień przynosił ból, lecz starałam
się o tym nie myśleć. Niedawno usłyszałam o stadzie koni, które
jest niemal najpotężniejsze ze wszystkich znanych stad koni. A
przynajmniej inni tak mówili… Podobno był tam dostatek i każdy
mógł się do nich przyłączyć. To mnie zmotywowało! Wiedziałam
że muszę odnaleźć to stado! I tak oto moja wędrówka, była
kontynuowana chęciom życia w „normalności”. Jednak zabójcy z
mojego poprzedniego stada nadal mnie szukali. Nieustannie próbowali
mnie schwytać i zabić na rozkaz moich rodziców, którzy nie
przejmowali się że wydają wyrok śmierci na jedną ze swoich
córek. Dla nich byłam nikim lecz za nieposłuszeństwo i za rzekomą
„zdradę” rodzinnego stada, postanowili mnie usunąć ze świata
żywych... Jednak jeden raz miałam wyjątkowe szczęście albo
objawienie łaski przez jednego z morderców, który mnie odnalazł...
***
Tamtego pięknego dnia szłam spokojnie
po lesie Tandża-chat. Był to las bardzo gęstej roślinności i
łatwo było się w nim zgubić. Łatwo było zboczyć z właściwej
ścieżki i ja niestety z niej wtedy zboczyłam... Błąkałam się
po lesie i rozpaczliwie szukałam drogi, lecz w panice straciłam
orientacje. Stanęłam, schyliłam głowę ku ziemi i próbowałam
się uspokoić...
„Spokojnie Kas... Jakoś stąd
wyjdziesz! Uspokój się!” - powtarzałam sobie w myślach. I
wtedy, dosłownie jak w jakiś filmach, zza krzaków wyszedł jeden
z moich „egzekutorów”. Nie spodziewał się mnie, bo przez
chwilę stanął jak wryty i oboje przez krótki czas się na siebie
patrzyliśmy z niedowierzaniem! Znałam tego mordercę i wojownika
zarazem... Był to wysoki ogier, maści karej o imieniu: Talon. Był
najsilniejszy z całego korpusu morderców, jakich mieliśmy w
stadzie. Wiedziałam wtedy, że jeśli tak dalej będę stała, to z
pewnością szybko zniknę z tego świata!
Nagle się zerwałam do ucieczki!
Biegłam ile sił, robiąc uniki, nagłe zwroty czy skoki. Gęsta i
bujna zielona roślinność nie ułatwiała mi zadania, tak samo, jak
żywioły Talona! Miał żywioły: psychiki i ziemi, więc łatwo mi
wyczarowywał pnącza pod nogami, o które się potykałam bądź o
mało nie wywracałam. Mimo, że ja również używałam mocy
przeciwko niemu, to niestety on był silniejszy... Nigdy nie
trenowałam tak intensywnie swoich umiejętności, co inni... I to
był mój poważny błąd.
Nagle z ziemi wystrzeliły większe
pnącza i oplotły mi nogi w biegu, co spowodowało, że się
boleśnie wywróciłam i pokaleczyłam. Próbowałam wstać lecz to
było na nic... Nie miałam już sił na walkę. Nie miałam
energii, po morderczym biegu, który wyczerpał moje „rezerwy”.
Poza tym! Pnącza na nogach i tak by uniemożliwiły ucieczkę. I
nie! Nie mogłam użyć swojej mocy, bo byłam zbyt wyczerpana.
Leżałam bez sił na ziemi ciężko
dysząc i wtedy stanął nade mną mój egzekutor. Poddałam się.
Spuściłam wzrok i czekałam na śmiertelny cios. I nagle stało się
coś, co nie powinno się było zdarzyć! Po chwili, pościł mnie
wolno, darując mi życie! Nic nie powiedział. Po prostu się nagle
odwrócił, odwołam swój żywioł i odszedł. Nie wiedziałam co
wtedy o tym myśleć... Cieszyłam się i jednocześnie szok sprawił
się myślałam że śnię! Jednak to była rzeczywistość.
***
Szłam właśnie z alfą do mojej nowej
jaskini, która mi się najbardziej spodobała. Przy okazji Havana
mówiłam mi jakie są jeszcze stanowiska w stadzie. Byłam pod
wrażeniem że wszyscy a raczej większość koni, żyje ze sobą w
zgodzie, nie to co w moim byłym stadzie… Tu wszystko tętniło
życiem i było radośnie. Nikt nie zwracał uwagi na wygląd, jak w
moim przeklętym stadzie, jak i nie zwracano uwagi na przeszłość
konia. Po drodze ustaliłyśmy, że chcę być zielarką. A gdy
dotarłyśmy na miejsce mojego nowego lokum, podziękowałam za
wszystko alfie i weszłam do środka mojego nowego”domu”. Od razu
zabrałam się za zbieranie ziół i ustrajaniem swojego kąta. Po
paru godzinach ciężkiej pracy, moje dzieło było ukończone! Byłam
z siebie zadowolona. Wszędzie były kwiaty i rożne zioła. Jedzenie
i wodę umieściłam w innej części jaskini, robiąc sobie małe
zapasy. W końcu nastała noc. A ja położyłam się z zadowoleniem
na moim legowisku i po chwili już spałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz