czwartek, 26 maja 2016

Od Kiary CD Arta

Biegliśmy w szaleńczym tempie a nasze kopyta wspólnie wybijały ten sam rytm, to tu, to tam. Drugą przeszkodę przeskoczyliśmy razem idealnie, lecz po chwili poczułam ze moje kopyta tracą lekko równowagę na śliskim mchu. Zwolniłam na chwilę żeby odzyskać równowagę i poprawić stabilność. Po chwili odzyskałam równowagę i znowu przyspieszyłam. Ogier mnie wyprzedzić choć sam miał problemy z równowagą i co jakiś czas również się ślizgał, lecz to nas nie zniechęciło do dalszego wyścigu! Po chwili znowu biegłam Tuż przy ogierze łeb w łeb. Trzecia i czwarta przeszkoda były już za nami, choć przy czwartej mieliśmy małe trudności. Biegliśmy dalej! Oboje nie odpuszczaliśmy. Zostały już tylko osiem przeszkód… Przed piątą przeszkodą był ostry zakręt, więc oboje zwolniliśmy by sobie nie uszkadzać ścięgien, wchodząc w tak ostry zakręt. Art. Zaczął powoli mnie wyprzedzać. Kolejne cztery przeszkody zostały pokonane. Jeszcze trzy! Spięłam mięśnie i przyspieszyłam. Ostatnie trzy przeszkody były dość daleko od siebie i nie łatwo było się do nich dostać przez gęste zarośla, mgłę i dodatkowo śliskie podłoże, a przecież cały czas musieliśmy robić skoki w bok, uniki, nagłe i wysokie skoki, redukować prędkość oraz uważać na śliskie podłoże, które tylko się czaiło by spowodować jakąś kontuzję… Przy dziesiątej przeszkodzie Art. Nagle zwolnił lecz przeskoczył. Teraz ja prowadziłam ale tylko chwilowo!
 Ogier był świetnym przeciwnikiem. Jak na szpiega przystało, potrafił się świetnie ścigać i ukrywać w gęstym lesie. Jego ciemna sierść, idealnie zlewała się z ciemnym otoczeniem, dzięki czemu co jakiś czas myślałam że go zgubiłam, lecz on cały czas biegł obok mnie. W końcu oboje równo przeskoczyliśmy przedostatnią przeszkodę i zmierzaliśmy ku ostatniej przeszkodzie. Biegliśmy łeb w łeb w końcu ogier się odbił nogami od ziemi i przefrunął nad przeszkodą lecz ja się poślizgnęłam co sprawiło że miałam słabszy wyskok i ledwie przeskoczyłam, lecz na moje nieszczęście, podłoże za tą przeszkodą było tak śliskie, że gdy dotknęłam przednimi kopytami ziemi, śliskie, mokre i niestabilne podłoże z mchu osunęło się pod wpływem mojego ciężaru i siły rozpędowej. I runęłam jak długa na ziemię z hukiem raniąc się przy tym. Wszystko się działo jakby w zwolnionym tempie… Ogier pobiegł dalej i chwilowo nie zauważył mojej nieobecności, bo skupił  się na biegu i unikaniu przeszkód, które stawały mu na drodze do mety. Leżałam na ziemi obolała i próbowałam się podnieść lecz ból nóg sprawił, że nie miałam szans się podnieść… Już wiedziałam, a raczej przeczułam że co najmniej jedną nogę mam na pewno złamaną. „ A niech to!” – pomyślałam – Dlaczego to musiało się stać? – pytałam samą siebie. Byłam nieostrożna i teraz zapłaciłam za to nie małą kontuzją! Nagle usłyszałam wołania ogiera:
- Kiara! Kiara, gdzie jesteś?! – wolał.
- Jestem tutaj! – odkrzyknęłam obolała. Adrenalina powoli zaczynała opadać, co wywołało falę ogromnego bólu ze złamanej kończyny i innych powierzchownych ran.

< Art.? Troszku się rozpisałam :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz