Uśmiechnąłem się tylko ciepło i zaprosiłem klacz do środka. Weszła pierwsza, bo ja uparcie stałem i właśnie tego wyczekiwałem. Udałem się do mojej jaskini zaraz za Havaną, ta zaś rozglądała się po kątach. Zdążyłem uporządkować już jedzenie w spiżarni, załatwić mały stolik i podesty, na które można było stawać. Było tu tylko jakoś tak ciemno...rozpaliłem ogień i zrobiłem małą pochodnię w patyka. Zawiesiłem ją na ścianie jaskini, oświetlała całą grotę. Od razu zrobiło się milej, cieplej i co najważniejsze jaśniej. Alfa po jakimś czasie przestała się rozglądać i spytała:
- Żadne wilki cię nie budziły?
Zaśmiała się. W sumie, niedaleko był las.
- E, nawet jakby budziły, to i tak śpię tylko z pięć godzin. I tak długo jak na konia...
Odpowiedziałem.
- Ok...
Mruknęła z uśmiechem. Nagle wpadłem na pomysł. Przecież jeszcze nie jadłem śniadania, a klacz pewnie zdążyła nieco zgłodnieć. W sumie, od jej do mojej jaskini nie było wcale blisko. Może coś około kilometra...
- Może zjadłabyś coś?
Zaproponowałem.
- Hmm...ewentualnie dwa jabłka, tyle na razie mi wystarczy.
Odpowiedziała i zaczęła chrupać smaczne, czerwone jabłka. Ja wziąłem nieco siana i kilka marchwi. Popiłem łykiem wody.
- Może coś do picia?
- Nie, same w sobie są soczyste.
Zaprzeczyła. Po chwili ciszy poczekałem, aż ta zje i powiedziałem:
- Może spacer po plaży?
<Havana? Brak weny, total...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz