Rahees wyglądała jak ruszający się worek kości. Nie dawała po sobie tego poznać, ale ciągle była bardzo słaba. Powinien ktoś ją pilnować, by się nie przemęczała.
Ale jakiż byłem szczęśliwy gdy powiedziała, że choroba ustąpiła! Chciałem się do niej mocno przytulić, lecz nie chciałem ryzykować, żebym ją przewrócił. Nie ma mowy! Mimo wszystko było po mnie widać. Uśmiechałem się od ucha do ucha. To moja przyjaciółka jest niemalże zdrowa! Może... za jakiś czas pognamy przed siebie i nie będziemy się niczym martwić? Marzenie, ale przynajmniej nieskreślone przez chorobę.
- Musisz na siebie uważać. Wyglądasz bardzo słabo. - mówię spokojnie patrząc z troską na chwiejącą się klacz
- A gdzie tam! Jest już dobrze. - mruknęła cicho.
- Medycy działają cuda i bardzo się cieszę, że będziesz żyła. Tak się o Ciebie martwiłem! Lecz mimo to powinnaś na siebie uważać. - powtarzam.
Firahees?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz