Poruszyłam głową odpędzając muchę kręcącą się wokół mojej grzywki. Uśmiechnęłam się krzywo i tym samym wyglądało to jakby złośliwie. Zrzuciłam z siebie kawałek jedwabnego, czerwonego materiału. Oczom kucyka ukazał się guz na brzuchu i wiele widocznych kości. Żebra, kręgosłup, nogi - wszystko chudziutkie jak kosteczki źrebaka.
- To na pamiątkę. Jestem zdrowa, ale muszę się dobrze odżywiać...znaczy przytyć.
Po chwili ciszy ogier wreszcie odezwał się.
- Ale...wyjdziesz z tego?
- Guz maleje, czuję się dobrze. Więc tak - będę żyła.
Chwiejnym krokiem odeszłam kilka kroków i zaprosiłam go do jaskini. Szczerze mówiąc nie chodziłam o własnych nogach przez dwa tygodnie. Nie chciało mi się żyć. Tylko medycy uzdrawiający mnie magią cztery razy dziennie przynosili mi jedzenie. Większość chowałam lub wyrzucałam.
<Hagar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz