- Witaj, kruczoczarny wojowniku. Wydajesz się bardzo ciekawą duszą. Poznamy
się? Ja jestem Scolle, z żywiołu Szczęście. – powiedziała uśmiechając się ale
dla mnie ten uśmiech był nieco podejrzany… Już wiedziałem że nie chodzi tylko o
zapoznanie się lecz o coś zupełnie innego… Postanowiłem jednak że nie dam po
sobie niczego poznać, już słyszałem o jej intencjach w stosunku do innych
ogierów, więc mam przewagę – pomyślałem.
Po chwili podniosłem głowę i przestając skubać trawę
odparłem:
- Witam szanowną damę… Ja jestem Arot a mój żywioł to
powietrze. – powiedziałem spokojnym tonem jak zawsze i zwróciłem się z należytym
szacunkiem, tak jak mnie uczono. Klacz była ode mnie starsza o jakieś trzy lata…
Wydawała się bystra i… jak to ująć… Pozytywnie zakręcona? Tak! Chyba tak można by
ją określić.
- Arot! Ładne imię – powiedziała jeszcze rzeże się
uśmiechając.
- Dziękuję pani również – odparłem.
- Jaka tam pani! Mów mi po prostu Sollie!
- Skoro tak uważasz Scolle… - powiedziałem beznamiętnie i
westchnąłem lekko.
Byłem zmęczony bo ostatnio wróciłem z misji, na która
wysłała mnie Havana, żeby sprawdzić z jednym ze szpiegów pewne stado, daleko za
naszymi granicami… Byłem tam jako wsparcie gdyż stado było liczniejsze od
naszego a w razie kłopotów, miałem interweniować… Oczywiście szpieg sam sobie
świetnie dał radę, więc ja miałem niby spokój ale sam podróż bardzo mnie
wykończyła… Do tej por nie mogłem się nadziwić że szpiegom chce się wędrować atak
daleko i wszystko sprawdzać! „Dobrze że zostałem wojownikiem” – pomyślałem.
W końcu zauważyłem że zapadła lekka niezręczna cisza, więc
dodałem:
- A tak w ogóle to skąd wiesz że jestem wojownikiem?
< Scolle? Przepraszam że tak długo ale egzaminy miałam :S
>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz