niedziela, 4 grudnia 2016

Od Rossy - c.d Qerida

Dlatego już po chwili chciałam się podnieść z ziemi i opuścić miejsce, w którym leżałam. Właśnie. Chciałam. Nie mogłam tego uczynić, czując, jak koń, który był o wiele większy ode mnie, kładzie kopyto na moim brzuchu. Popatrzyłam na twarz nieznajomego. Nie drgnęłam ani na milimetr. Nie chciałam narażać się na cokolwiek. Nie mogłam tego uczynić.
Nieznajomy patrzył dokładnie w moje oczy, jakby w nich czegoś szukał. Chociażby najdrobniejszej rzeczy, którą mógłby wykorzystać. Jego próba wyszła na marne, kiedy tylko prychnął zirytowany. A po tym? Nie wiem. Nie pamiętam, co było dalej, bo wtedy mój obraz się zamazał i jedyne, co zapamiętałam, to ciemność z każdej strony świata. Brak światła, tylko mrok. Tylko to pamiętam.

~

Obudziłam się, leżąc… W jaskini. Podniosłam głowę, chcąc się rozejrzeć po miejscu, w którym się znajdowałam. Nie znałam tego. Nie byłam tu nigdy wcześniej, co mnie z lekka zaniepokoiło, ale i zdziwiło. Jednak czas na rozmyślanie nie był mi dany, gdyż do środka wszedł jeden z tamtych, których widziałam wczoraj. Siwy ogier podszedł do mnie, nachylając się tuż nad moją głową, automatycznie odsunęłam się nieco od obcego, nie wiedząc, jakie ma on zamiary względem mojej osoby.
Nic nie powiedział, a jedynie uniósł głowę do góry i opuścił jaskinię, na co odetchnęłam z ulgą. Tylko, gdzie jest Qerido? Czy nic mu nie jest? Nie wiedziałam, co mu zrobili, kiedy straciłam obraz. Bałam się o partnera. Bałam się bardziej o niego niż o siebie samą.
Podniosłam się z ziemi, aby zaraz podejść do wyjścia z miejsca, w którym najwyraźniej „nocowałam”. Wyjrzałam na chwilę, chcąc wiedzieć, jakie są szanse na ucieczkę, ale okazały się one nijakie. Niby byli skupieni na klaczy, która była podobna do mnie. Strasznie podobna pod względem umaszczenia. Nie wiedziałam, co oni chcą zrobić, co mnie zaczęło niepokoić. A co, jeśli chcą zwabić Qerida? Szybko odgoniłam od siebie tę myśl, odwracając wzrok na innych, którzy stali nieopodal dalej, jakby pilnowali, żeby nikt tutaj nie postawił kopyta, nikt nieproszony.
W pewnym momencie wszyscy ruszyli w kierunku mi nieznanym. Znaczy. Prawie  wszyscy. Dwóch ogierów stało i pilnowało „terytorium”. Dlatego też postanowiłam to wykorzystać i wybiec z jaskini do lasu. Na całe szczęście był on blisko. Jednak moja osoba nie umknęła ich uwadze. Miałam za sobą, jakby to ująć… Ogon. Tak. To najlepsze określenie.
Biegnąc wśród drzew i krzewów, wybierałam kręte drogi, a także takie, gdzie nie mogliby mnie w bardzo szybki sposób namierzyć. Naprawdę, warto słuchać swojego ukochanego.
Nie zostawiałam za sobą żadnych śladów, tak jak wczorajszego dnia. Ah! Jak dobrze! Uśmiechnęłam się delikatnie, zarzucając grzywę do tyłu, gdyż opadała na moje jedno oko, co nieco przysporzyło mi problemów. Prawie wpadłam na drzewo, ale w ostatniej chwili udało mi się tego uniknąć. Odetchnęłam na chwilę z ulgą, żeby spojrzeć na chwilę w bok, gdzie dostrzegłam, iż minęliśmy właśnie stojącą klacz. Podobną do mnie. Zaraz jednak powróciłam do dalszego biegu, który nieco zwolniłam i tuż przed samym zakrętem, gdzie chciałam zawrócić… Cóż. Wpadłam na kogoś, tym samym powodując to, iż oboje upadliśmy. Wiedziałam jednak jedno, tamta dwójka nadal tu biegnie.

No to pięknie.

Qerido? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz