-Owszem, na imię mi Niamh, a ten mały roztrzepaniec to mój syn- Cheveyo.- odparłam, obrzucając ogiera podejrzliwym spojrzeniem.
-Przybyliście tu sami?- spytał z wyraźnym zaciekawieniem.
-Zgadza się, ale wolałabym nie wyjaśniać z jakiego powodu, jeśli można prosić.
-Oczywiście, może kiedyś mi to wyjawisz...
-Może, ale na Twoim miejscu raczej bym na to nie liczyła.- odrzekłam mroźno.
-No cóż...zobaczymy. W dodatku i tak będziesz musiała to jakoś wyjaśnić naszej Alfie, to znaczy, jeśli zamierzasz dołączyć do nas.
-Chyba i tak nie mam innego wyjścia, biorąc pod uwagę, że malec potrzebuje odpoczynku po długiej podróży i towarzyszy zabaw w swoim wieku. Mam nadzieję, że są tu jakieś źrebaki.
-Jasne, i to w dodatku same panienki.
-Nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale na to akurat nie mam wpływu...-westchnęłam ciężko i zaindagowałam.- Mógłbyś nas może zaprowadzić do zarządcy tego stada?
-Z przyjemnością, a tak dla uściślenia: to stado nosi nazwę Mysterious Valley, a jego zarządczynią jest Havana.
-Muszę przyznać, że całkiem ładne miano...-stwierdziłam, pozostawiając Royal'owi do zgadnięcia czy miałam na myśli grupę, której członkinią miałam się niedługo stać, czy imię jego przywódczyni.
-Miło mi, że tak sądzisz, a teraz ruszajcie za mną.
To powiedziawszy zaczął powoli iść na północny-wschód. Nie zastawiając się długo, przywołałam do siebie Cheveyo, który zdążył się od nas oddalić na parę metrów i podążyłam wraz z nim za naszym przewodnikiem.
***
Po około półtorej godzinie marszu dotarliśmy pod dużą, wykutą w kamieniu jaskinię, a Royal oświadczył:
-Jesteśmy na miejscu.
-Dziękuję za przyprowadzenie.- rzekłam z lekkim uśmiechem i dodałam.- Jeśli chcesz, możesz już odejść.
-Wolałbym raczej wejść tam z Wami i objaśnić Havanie jak Was znalazłem.
-Skoro uważasz to za niezbędne, nie mam nic przeciwko.
<Royal? /Havana? Które z Was odpisze?
Moje też nie jest najwyższych lotów, za co z góry przepraszam.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz