Spacerowalam po terenach stada, podziwiając zakątki stada pod warstwą zimowego puchu. Dawno nie wychodziłam z jaskini. Przeżywałam odejście Lilith, która pragnęła zmienić coś w swoim życiu. Odeszła ze stada, podobnie jak parę innych koni. Jestem pewna, że to rozbiło parę rodzin, ale czasami tak się dzieje. To strasznie bolesne, współczuję każdej rodzinie, która tego doświadczyła.
Ja również miałam odejść. Zabolało mnie jednak potwornie serce gdy o tym pomyślałam. Chciałam tu zostać, nie chciałam tracić kontaktu z Contesimem i Arotem. Ostatnio doszłam do różnych wniosków odnośnie tej dwójki. Szala wagi przywiązania zdecydowanie przechyliła się na korzyść Arota. Conte wciąż był moim przyjacielem, którego kocham jak brata.
Spacerując po terenach pragnęłam zobaczyć się z Arotem. Nie wiedziałam gdzie go jednak spotkam, więc chodziłam i chodziłam. Dopiero na Mglistej Polanie dostrzegłam znajomą sylwetkę. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w jego stronę.
- Cześć, Arot! - zawołałam z radością, choć brzmiało to bardzo nieśmiało.
Rzuciłam się w jego stronę i wtuliłam w jego ciemną, ciepłą sierść. Po raz pierwszy sama z własnej woli. Och, jak ja za nim tęskniłam! Wdychałam jego zapach i powoli było mi już obojętny świat poza nim. Liczył się tylko on.
- Przepraszam, że mnie dawno nie było. Musiałam przemyśleć parę spraw. - dodałam szeptem wprost do ucha ogiera.
Arot?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz