Biegłam przed siebie,
starając nie zważać na to, że za nami w krok w krok idzie wróg. Zdawałam sobie
sprawę, iż ucieczka w tym wypadku na szczyt jest najlepszym wyjściem. Podłoże
osuwało się pod moimi kopytami, doskonale wiedziałam, to jest nasza jedyna
droga. Nie była łatwa dla nas, tym bardziej dla nich. Nie wiedziałam, co może
nas spotkać, jeśli by złapali naszą dwójkę. Tylko pytanie brzmi, dlaczego to robią?
Dlaczego nie zrobili mi krzywdy, kiedy mieli do tego okazję? Tego nie wiem, a
wątpię, aby o tym powiedzieli wprost.
Starałam się nie
zwracać uwagi na wysokość na jakiej się znajdowaliśmy. Jeden zły ruch i spadnę
na dół, a tym samym wpadnę na partnera. Co jakiś czas się odwracałam, aby
upewnić się, iż ukochany znajduje się za mną. Owszem, bałam się nie tylko o
siebie. W końcu Qerido był mi najbliższy. Tylko on mi pozostał i nie wiem, co bym
uczyniła, gdyby go złapali.
Kiedy znaleźliśmy się
na szczycie, odetchnęłam z ulgą, słabo się uśmiechając. Rozejrzałam się wokół,
aby dowiedzieć się, jak daleko mamy do stada. Na całe szczęście Woskowy Las był
doskonale widoczny. O tyle dobrze. Podeszłam bliżej ogiera, aby oprzeć się o
jego ciało. Nie wiem, ile to wszystko trwało. Nie wiem, kiedy ostatni raz
mogłam tak spędzać czas z ukochaną mi osobą. Brakowało mi nieco przygód, takich
jak ta. Wszystko nas oddzielało przez różnorakie obowiązki.
Przymknęłam powieki,
cicho wzdychając. Za długo nie mogliśmy tu zostać, bo zaraz zjawią się oni. Jednakże ta chwila była taka… Nie
mogłam nie cieszyć się takim momentem! Brakowało mi tego. Po prostu.
- Nie możemy tu być. – powiedziałam cicho, niechętnie
odsuwając się od towarzysza. – Więc chodź. Jak znajdziemy się na terenach
stada, to w końcu odpuszczą. – dodałam ciszej, podchodząc do końca szczytu, aby
spojrzeć w dół, zaraz jednak cofnęłam się kilka kroków do tyłu i zwróciłam do
swojego kompana, wyczekując tego, aż się ruszy z miejsca, w którym stał.
Qerido?
Nic się nie stało!
Nic się nie stało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz