piątek, 2 grudnia 2016

Od Niamh

Jeśli pamięć mnie nie myli, moje serce zaczęło bić w samym środku niezmierzonej, dzikiej brazylijskiej puszczy. Nie mogę być tego jednak do końca pewna, gdyż nikt nie potrafił nigdy tego potwierdzić, więc równie dobrze mogłam sobie to wymyślić. Jedno jest bezsprzecznie prawdziwe- nigdy nie było mi dane poznać rodziców. Zapewne teraz większość z Was zaczęło się zastanawiać jak udało mi się w takim razie przeżyć... Odpowiedź jest prosta- zostałam znaleziona przez grupkę ciemnoskórych i czarnowłosych kobiet, które z niewiadomych dla mnie przyczyn uznały mnie natychmiast za boginię i otoczyły najlepszą opieką. Zawsze choć jedna z nich mi towarzyszyła. W dniu moich piątych urodzin po raz pierwszy się tak nie stało. Nie mam zielonego pojęcia z jakiego powodu. Nie to było jednak najgorsze. Około południa... zostałam zgwałcona przez jakiegoś muskularnego ogiera o wielkich, zielonych oczach. Wstydząc się swego obecnego stanu, postanowiłam wyruszyć jak najdalej na poszukiwanie innego miejsca do życia i urodzenia potomka. To ostatnie stało się już na terenie Chile, gdzie spędziłam kilka tygodni, czekając aż mój syn nabierze wystarczająco dużo sił do podążenia dalej.
***
Po około roku od tego wydarzenie dotarłam wraz z nim do rozświetlonego tysiącami przepięknych barw lasu. Nie mając innego wyjścia, zaczęłam się w niego zagłębiać, jednocześnie upominając co jakiś czas malca, by trzymał się jak najbliżej mnie. Niestety nie był skory mnie słuchać, przez co po paru chwilach wpadł z całym rozpędem prosto na karego ogiera. Przerażona wstrzymałam oddech, układając sobie w myślach przemowę, którą powinnam wygłosić, gdyby samiec okazał się, łagodnie rzecz ujmując, zdenerwowany.

<Royal du Cha'verne? Mam nadzieję, że odpiszesz...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz