Dlatego już po chwili
chciałam się podnieść z ziemi i opuścić miejsce, w którym leżałam. Właśnie.
Chciałam. Nie mogłam tego uczynić, czując, jak koń, który był o wiele większy
ode mnie, kładzie kopyto na moim brzuchu. Popatrzyłam na twarz nieznajomego. Nie
drgnęłam ani na milimetr. Nie chciałam narażać się na cokolwiek. Nie mogłam
tego uczynić.
Nieznajomy patrzył
dokładnie w moje oczy, jakby w nich czegoś szukał. Chociażby najdrobniejszej
rzeczy, którą mógłby wykorzystać. Jego próba wyszła na marne, kiedy tylko
prychnął zirytowany. A po tym? Nie wiem. Nie pamiętam, co było dalej, bo wtedy
mój obraz się zamazał i jedyne, co zapamiętałam, to ciemność z każdej strony
świata. Brak światła, tylko mrok. Tylko to pamiętam.
~
Obudziłam się, leżąc… W jaskini. Podniosłam głowę, chcąc się
rozejrzeć po miejscu, w którym się znajdowałam. Nie znałam tego. Nie byłam tu
nigdy wcześniej, co mnie z lekka zaniepokoiło, ale i zdziwiło. Jednak czas na
rozmyślanie nie był mi dany, gdyż do środka wszedł jeden z tamtych, których widziałam
wczoraj. Siwy ogier podszedł do mnie, nachylając się tuż nad moją głową,
automatycznie odsunęłam się nieco od obcego, nie wiedząc, jakie ma on zamiary
względem mojej osoby.
Nic nie powiedział, a jedynie uniósł głowę do góry i opuścił
jaskinię, na co odetchnęłam z ulgą. Tylko, gdzie jest Qerido? Czy nic mu nie
jest? Nie wiedziałam, co mu zrobili, kiedy straciłam obraz. Bałam się o
partnera. Bałam się bardziej o niego niż o siebie samą.
Podniosłam się z ziemi, aby zaraz podejść do wyjścia z
miejsca, w którym najwyraźniej „nocowałam”. Wyjrzałam na chwilę, chcąc
wiedzieć, jakie są szanse na ucieczkę, ale okazały się one nijakie. Niby byli
skupieni na klaczy, która była podobna do mnie. Strasznie podobna pod względem
umaszczenia. Nie wiedziałam, co oni chcą zrobić, co mnie zaczęło niepokoić. A
co, jeśli chcą zwabić Qerida? Szybko odgoniłam od siebie tę myśl, odwracając
wzrok na innych, którzy stali nieopodal dalej, jakby pilnowali, żeby nikt tutaj
nie postawił kopyta, nikt nieproszony.
W pewnym momencie wszyscy ruszyli w kierunku mi nieznanym. Znaczy.
Prawie wszyscy. Dwóch ogierów stało i
pilnowało „terytorium”. Dlatego też postanowiłam to wykorzystać i wybiec z jaskini
do lasu. Na całe szczęście był on blisko. Jednak moja osoba nie umknęła ich
uwadze. Miałam za sobą, jakby to ująć… Ogon. Tak. To najlepsze określenie.
Biegnąc wśród drzew i krzewów, wybierałam kręte drogi, a
także takie, gdzie nie mogliby mnie w bardzo szybki sposób namierzyć. Naprawdę,
warto słuchać swojego ukochanego.
Nie zostawiałam za sobą żadnych śladów, tak jak wczorajszego
dnia. Ah! Jak dobrze! Uśmiechnęłam się delikatnie, zarzucając grzywę do tyłu,
gdyż opadała na moje jedno oko, co nieco przysporzyło mi problemów. Prawie
wpadłam na drzewo, ale w ostatniej chwili udało mi się tego uniknąć. Odetchnęłam
na chwilę z ulgą, żeby spojrzeć na chwilę w bok, gdzie dostrzegłam, iż minęliśmy
właśnie stojącą klacz. Podobną do mnie. Zaraz jednak powróciłam do dalszego
biegu, który nieco zwolniłam i tuż przed samym zakrętem, gdzie chciałam
zawrócić… Cóż. Wpadłam na kogoś, tym samym powodując to, iż oboje upadliśmy.
Wiedziałam jednak jedno, tamta dwójka nadal tu biegnie.
No to pięknie.
Qerido? :3