Spojrzałam w ciemne
oczy partnera, zaraz jednak spuściłam wzrok. Nie wiedziałam, jak powinnam była
się teraz zachować. Do takiej bliskości nie dochodziło od jakiegoś czasu,
dlatego było to dla mnie coś nowego. Słabo skinęłam głową, kierując się dalej.
Na polanę.
Doskonale słyszałam, jak Ci biegli za nami. Wiedziałam
jedno. Jeżeli się nie pośpieszymy, to dobrze się nie skończy. Każdy krok stawał
się coraz cięższy. To było takie utrudniające wszystko, że miałam wrażenie, iż
zaraz upadnę. Z każdym krokiem było coraz gorzej. Upadek wcale mi wtedy nie
pomógł. Pogorszył całą sytuację, a ja z każdą chwilą słabłam i doskonale to
czułam. Starałam się tego nie pokazywać, dlatego też biegłam dalej.
Polana była coraz bliżej. To był ten plus.
Jednakże, niestety, ledwo udawało mi się unosić kopyta. Spojrzałam na Qerido i
to był błąd. Nie patrzyłam przed siebie, nie widziałam dziury, przez którą się
potknęłam i upadłam. Nie chciałam, aby partner był przeze mnie spowolniony, ale
wiedziałam, że ten i tak by się nie posłuchał, iż ma biec dalej.
Kiedy udało mi się podnieść, automatycznie
odwróciłam się, aby sprawdzić, czy oni
są już blisko. Jednak po nich ani śladu. Zdziwiłam się, zwracając się ponownie
do swojego towarzysza. Chcąc zrobić krok w jego kierunku, zaraz pożałowałam
tego, unosząc lewe przednie kopyto do góry.
Qerido?
Wybacz, że tak długo… I takie krótkie, wybacz...