- No proszę, czyżbyś miał jakieś ambitne plany, o których nie wiem?
Mimo figlarnego uśmiechu i nieco kpiącego tonu wyłapałem w jej głosie nutę powagi. Cóż, skoro tak...
- Jeszcze nie wiem. - odparłem po chwili przyglądania się klaczy. Tym razem zabrzmiało to wesoło, ale jednocześnie nie brakowało mi powagi, choć nie była ona bezpośrednia - dokładnie tak, jak chciałem.
- Ale póki co chciałbym jedynie wiedzieć, coście tu robili pod moją nieobecność. Nic więcej.
Havana wywróciła oczami i przez chwilę miałem wrażenie, że chce coś dodać, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała.
Ostatni raz spojrzałem na malownicze Pumakkale, jednocześnie jedno ucho pozostawiając skierowane w kierunku Havany. Może i nie zechce skosztować gotowanej koniny, ale wolałbym nie zostawać tu sam, gdyby wpadł jej do głowy pomysł kontynuowania drogi w samotności.
- Wiesz, Havciu, odkąd wróciłem gadamy tylko o zmianach. - mruknąłem, wpatrzony w lustro wody. - Ty się zmieniłaś, ja, tereny, stado...Ej, no wiesz co? Wcale nie mam zamiaru wygłaszać kolejnego kazania! - prychnąłem z udawanym oburzeniem kątem oka widząc próbującą ziewnąć klacz. Cóż poradzę? Filozof i marzyciel załącza mi się zupełnie bezwolnie, ostatnio nader często i w niezbyt odpowiednich sytuacjach. - Wracając - chętnie zobaczyłbym coś, co już znam i co nie mogło aż tak bardzo się zmienić. Wiesz, co mam na myśli, prawda?
Kasztanka uśmiechnęła się łagodnie i kiwnęła głową. Bez słowa odwróciła się i niespiesznym krokiem ruszyła przed siebie, a ja posłusznie podreptałem za nią. Jesienna Aleja...mam wyjątkową słabość do tego miejsca, a perspektywa zobaczenia go po tak długim czasie napawała moje serce dziwną radością.
< Havciu? >
Hodujesz arbuzy na parapecie? *.*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz