poniedziałek, 10 października 2016

Od Renegade'a - CD H. Sharee

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Klacz stała tyłem do mnie, gotowa do wyjścia, jednak najwyraźniej czekała jeszcze, aż coś dodam.
 W końcu jednak znudziło jej się stanie w miejscu i ruszyła przed siebie.
- Ach, zapomniałbym - Sharee natychmiast zatrzymała się, lecz nie spojrzała w moją stronę. Mimo to oczami wyobraźni doskonale widziałem, jak bardzo triumfalny uśmiech zagościł na jej pysku. - Jeśli dowiesz się kto to był, możesz mi przekazać. Bardzo chętnie się tego dowiem.
 W tym momencie mogę się założyć, że jej uśmieszek zniknął tak szybko, jak się pojawił. Ja natomiast - w przeciwieństwie do klaczy - czułem się doskonale.
 Kara nie powiedziała już nic więcej, po prostu zniknęła między ciemnymi liśćmi tych parszywych roślin.
Westchnąłem ciężko i pozwoliłem, aby wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz. Czułem się trochę jak zwierzątko uwięzione w  klatce ku uciesze właściciela, choć dobrze wiedziałem, że sens mojego pobytu tutaj był inny.
 Położyłem się i niechętnie zamknąłem oczy. Nuda.
Nuda, nuda, nuda, nuda...
 Parsknąłem poirytowany i z irytacją potrząsnąłem głową. Ech, Sharee, okazałabyś choć trochę łaski - ileż można kiblować w jednym, tym samym wciąż miejscu?
 Przez krótką chwilę krążyły mi w myślach ostatnie słowa klaczy, te na temat rzekomego pościgu za mną. Nie zawracałem sobie jednak głowy zbyt długo - doskonale wiedziałem, że to nie był nikt, kto chciałby mnie dorwać. Jak widać jej wspaniały system bywa zawodny...
 Wspominała, że nie ma zwidów, a o pomoc w mojej sprawie nikogo nie poprosi, a więc opcje są dwie - albo przyzna się do błędu...
- Och, Ren, na co ty liczysz...- skrytykowałem w myślach sam siebie. Nie przyzna się, to bardziej niż pewne. Przynajmniej nie zrobi tego na głos.
...I robi ze mną bór jeden raczy wiedzieć co, albo też będzie trwać w tym przekonaniu aż jej się to nie znudzi. Albo aż mnie nie znudzi się siedzenie tu co, jestem pewien, nastąpi już niedługo.
 Ale druga opcja też wydaje się mało prawdopodobna. To nie jest głupia maszynka do dręczenia o mentalności i rozumie zdechłego wróbla, tylko inteligentna klacz, której - podobnie jak mnie w tej chwili - musi się bardzo nudzić.
 Była także trzecia opcja.
Zmarszczyłem brwi. Nie, póki co lepiej poczekać na rozwój wydarzeń.
Wstałem, powlokłem się w drugi kąt klatki i ponownie podjąłem próbę zaśnięcia.
 Nuda.
Nuda, nuda, nuda!
 Z minuty na minutę nadzieja na sen stawała się coraz mniejsza. Zamierzałem choćby liczyć gwiazdy, aby zając czymś umysł, jednak - dziękuję Ci, Sharee! - wysokie, gęste gałęzie drzew zupełnie zasłaniały niebo.
- Kiedyś ci się za to odwdzięczę, słonko - mruknąłem sam do siebie.
 Poczułem nagłe zawroty głowy. No proszę, utrata węchu to nie jedyny plus mojego...hm..."wypadku".
Położyłem głowę płasko, na ziemi i z zaciśniętymi powiekami czekałem, aż stracę przytomność, ignorując nasilający się ból.
 Nie pamiętam, kiedy urwał mi się film. Wiem jedynie, że kiedy znów otworzyłem oczy, było już widno.

< Sharee? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz