- Hm... Czekaj zastanowię się - mówię żartobliwie i ją lustruje wzrokiem - jesteś czarna jak diabeł... Palisz się niczym feniks... Hm... Masz wilcze zębiska i wielkie uszy... Tak! Wydaje mi się ze możesz nim być! - mówię ale zaraz oboje wybuchliśmy śmiechem. Po chwili ogon i grzywa klaczy znowu były normalne. Jednak tak głośno się śmialiśmy, że chyba pół okolicy nas słyszało. Śmialiśmy się jeszcze parę minut. Od śmiechu aż nas bolały brzuchy i usta. Jednak nie przeszkadzało nam to. W końcu jak trochę doszliśmy do ładu ruszyliśmy dalej, w sam środek płonącego lasu. Po drodze dużo żartowaliśmy i się wygłupialiśmy. Im dłużej przebywałem z Lacey, tym bardziej czułem z nią jakąś więź. Była inna niż reszta koni. Ciepła, inteligentna i z poczucie humoru! No! I miała charakterek, bo potrafiła być też złośliwa, co mi się podobało. A gdy się uśmiechała... Och! Cóż to za piękny widok! Mógłbym z nią spacerować w nieskończoność! Pierwszy raz chciałem przebywać z kimś aż tak długo. Żywiołowość Lacey i jej energia sprawiały, że czułem się na nowych terenach jak w "domu". Bo w moim dawnym domu, nie mogłem tego słowa powiedzieć.
< Lacey? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz