Dołączenie do nowego stada nie było dla mnie łatwe. Musiałem
poznać nowe zasady i obyczaje, które tutaj panowały. Nie przepadam za zmianami,
jednak ta musiała zajść w moim życiu.
Nie rozumiałem dlaczego moi rodzice nie pozwalali mi iść swoją drogą. Nie kochałem klaczy, z którą miałem wziąć ślub, a później iść przez życie. Nie mogłem skazać naszej dwójki na wiecznie nieszczęście. Za wszelką cenę usiłowałem wyrzucić z mojej głowy wspomnienia z dawnego stada. Tamto życie zostawiłem już za sobą, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Każdy nowy członek stada powinien wybrać swoją jaskinię. Szczerze powiedziawszy nie zależało mi na miejscu, gdzie będę spać. Najbardziej lubiłem spędzać noce na świeżym powietrzu, obserwując gwiazdy. Są one zarazem tak bliskie jak i odległe. Skrywają w sobie więcej tajemnic niż niejeden z nas.
Po wybraniu małej, jednak przytulnej jaskini chciałem zapoznać się z terenami stada. Poszedłem przed siebie w kierunku jeziora, które wyglądało jak lustro.
Okolica była przecudowna, nie widząc całej wiedziałem, że będę się czuć tutaj wspaniale, a właśnie do tego dążyłem. W oddali usłyszałem cichy szloch. Rozejrzałem się wokół siebie jednak nikogo nie zobaczyłem.
- Wydaje ci się – powiedziałem do siebie, po czym ruszyłem dalej. Po paru krokach szloch przybrał na sile, a ja zobaczyłem przed sobą konia. Była to zdecydowanie klacz. Z początku nie wiedziałem co zrobić, nie chciałem jej przestraszyć, ani zrobić z siebie durnia.
- Przepraszam – powiedziałem niepewnie –Czy wszystko w porządku? – zapytałem zdecydowanie za cicho. Czasami żałowałem, że nie urodziłem się z większą pewnością siebie. Klacz zdecydowanie usłyszała mój szept, ponieważ odwróciła się w moim kierunku.
Nie rozumiałem dlaczego moi rodzice nie pozwalali mi iść swoją drogą. Nie kochałem klaczy, z którą miałem wziąć ślub, a później iść przez życie. Nie mogłem skazać naszej dwójki na wiecznie nieszczęście. Za wszelką cenę usiłowałem wyrzucić z mojej głowy wspomnienia z dawnego stada. Tamto życie zostawiłem już za sobą, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Każdy nowy członek stada powinien wybrać swoją jaskinię. Szczerze powiedziawszy nie zależało mi na miejscu, gdzie będę spać. Najbardziej lubiłem spędzać noce na świeżym powietrzu, obserwując gwiazdy. Są one zarazem tak bliskie jak i odległe. Skrywają w sobie więcej tajemnic niż niejeden z nas.
Po wybraniu małej, jednak przytulnej jaskini chciałem zapoznać się z terenami stada. Poszedłem przed siebie w kierunku jeziora, które wyglądało jak lustro.
Okolica była przecudowna, nie widząc całej wiedziałem, że będę się czuć tutaj wspaniale, a właśnie do tego dążyłem. W oddali usłyszałem cichy szloch. Rozejrzałem się wokół siebie jednak nikogo nie zobaczyłem.
- Wydaje ci się – powiedziałem do siebie, po czym ruszyłem dalej. Po paru krokach szloch przybrał na sile, a ja zobaczyłem przed sobą konia. Była to zdecydowanie klacz. Z początku nie wiedziałem co zrobić, nie chciałem jej przestraszyć, ani zrobić z siebie durnia.
- Przepraszam – powiedziałem niepewnie –Czy wszystko w porządku? – zapytałem zdecydowanie za cicho. Czasami żałowałem, że nie urodziłem się z większą pewnością siebie. Klacz zdecydowanie usłyszała mój szept, ponieważ odwróciła się w moim kierunku.
<Havana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz